piątek, 3 lipca 2015

DOBRA EKIPA

dobra ekipa




DOBRA EKIPA

Popatrzcie, dzieciaki, na tych chłopaków. Duzi, trzecia klasa. Wojtek i Krystian. Wyszli właśnie ze szkoły, a raczej wybiegli z wielkim buuuu. Krzyczą i biegną. Cieszą się, że po lekcjach. Dzieci zawsze wtedy się cieszą. Papierki lecą, widzicie? Wojtek opróżnia kieszenie na ścieżkę w parku. Nie patrzy na ten śmietnik, bo biegnie do przodu, prosto w stado gołębi. To zabawne, kiedy wbiegnie się w takie stado, a one frrr do góry, a potem ponownie wracają. Wtedy można się rozbiec i znów z impetem wzbić je w przestworza. Śmieją się chłopcy, krzyczą i … kopią. Krystian kocha piłkę nożną, taki gołąb przypomina piłkę, ten tłusty, szary grubas jest najlepszy. Zatoczył się, gdy poczuł twardy but zawodnika, trochę krzywo odleciał. Ale znów wracają, frajerzy. Krystian się dołącza, też chce trafić w któregoś. I jemu się udało. Nie posiada się z radości, dobry jest. Tylko już gołębie odleciały definitywnie. Nie chcą tu wrócić. Nie szkodzi, chłopcy biegną dalej. Te młode drzewka, właśnie wczoraj posadzone, świetnie się łamią.  Cały rządek przełamany wpół. Przednia zabawa. Chłopcy są systematyczni i skrupulatni, jedno opuścili przez nieuwagę, ale zaraz wrócili, żeby dołamać. Porządek musi być!
W parku jest bardzo ciekawie. Codziennie wywalali śmietnik, to było kapitalne. Papiery, butelki i puszki też można było rozkopać potem na wszystkie strony. Ale frajda! Dobra robota. A dzisiaj na dodatek udało się oderwać pręty z pojemnika. Świetnie! Kilka dni trwało zanim się udało! Poeci-rymują. A teraz biegną z ostrymi prętami i szukają czegoś, żeby wydrapać, wydłubać, zniszczyć. Jeeest! To ogromne drzewo na środku trawnika. Zerwą mu korę, ogołocą, wielkie drzewo będzie nagie. Ostro zabrali się do roboty. Odłupywali, rozwalali, odrywali  korę do bieli gołego pnia.
Nagle jednocześnie poczuli silne ręce chwytające ich za kołnierze kurtek. Próbowali się wyszarpnąć, zobaczyć, kto to. Nie dadzą się, są silni, dzielni. Puszczaj mnie, bandyto, wołają jeden przez drugiego. Nie wolno zaczepiać dzieci, ty dziadzie! Znają się na rzeczy, nauczyli się w szkole, że nie wolno rozmawiać z obcymi. Ale ręce trzymają mocno. Słyszą silny męski głos:
− Młodzi profani, spójrzcie, na kogo podnieśliście rękę, spójrzcie w górę na koronę tego króla.
Popatrzyli natychmiast we wskazaną stronę, w zieloną, gęstą kopułę liści wielkiego klonu. Poruszały się surowo, patrzyły. Chłopcy zadrżeli.
− To król tego parku, widzi wszystko, a jak nie widzi, donoszą mu ptaki, owady, szelesty drzew. Wielki, potężny Król Klon. Od wielu dni, niszczycie jego królestwo. Ale dziś śmieliście zranić jego pień. Na kolana, szczenięta. – Silne dłonie pchnęły dzieciaki ku ziemi. Chłopcy przyklękli. Nie było już im do śmiechu. Spuścili głowy, nie chcieli patrzeć w górę, gdzie groźnie kiwały się gałęzie.
− Przepraszajcie.
− Przepraszamy.
− Za zranione gołębie, połamane drzewka, rozsypane śmiecie, zniszczony pojemnik. Żałujcie!
− Żałujemy, przepraszamy.
− Za rany na ciele króla.
− Przepraszamy.
Nie ma już buty, ani pewności w głosach chłopców. Jest przerażenie i, słyszycie to?, jest wstyd. Oni się wstydzą. Mężczyzna pozwala im wstać z kolan. Teraz go widzą. Wysoki, silny, starszy pan. Patrzy na nich uważnie:
− Rozumiecie, co się stało?
Tak, wiedzą teraz, co się stało, byli głupi i źli. Teraz już tacy nie będą. Nigdy. I nigdy tego nie zapomną.
Widzicie ich? Idą przez park, nie wstydzą się podnieść papierka i butelki, żeby wrzucić do kosza. Nawet ślimaka przenoszą na trawnik, niech nikt go nikt nie rozdepcze. I wcale nie jest im nudniej. Może nawet ciekawiej. Są silni, chronią przyrodę. Na ławce siedzi duży, starszy pan, przygląda się im, kłaniają się, dzień dobry. Porozumiewawczo się uśmiechają. Dobra ekipa.

25.06.2015