niedziela, 16 grudnia 2012

SMARKANIE

rys.Maciek  


SMARKANIE

            - Czy to prawda, moje dzieci- spytała Pani Bajeczka-  że potraficie pięknie prezentować malutkie przedstawienia na różne tematy?
            - Tak!- wołały dzieci jedno przez drugie - umiemy, robimy scenki.
            - A ja to nawet byłam w teatrze- powiedziała Justysia.
            - To widzę, że tym bardziej  znasz się na rzeczy. Czy pokażecie mi, jak to robicie?
            -Tak, pokażemy!
            -A o czym są te historie?- spytała Pani Bajeczka, chociaż już wiedziała, chciała tylko, żeby dzieci same jej powiedziały.
            -O grzeczności, o grzeczności!
-Jak wspaniale- ucieszyła się. -Ja bardzo lubię grzeczność. A jak to przygotowujecie?
- Najpierw czytamy opowiadanie pana Kasdepki, a potem je inscenizujemy.- powiedziała pani Justynka.
-Grzegorza Kasdepki? Cudownie, uwielbiam jego opowiadania.
-To może tym razem pani je przeczyta, Pani Bajeczko?
I pani Bajeczka przeczytała zabawną historyjkę o małej Bubie, która smarkała w chusteczkę, a potem taką brudną pokazywała Kubie. Oj, nie podobało się to chłopczykowi, tłumaczył jej, że dmuchać w chusteczkę trzeba dyskretnie, a potem nie pokazywać, tylko szybko wyrzucić do śmieci. Rękawy też nie służą do wycierania nosa.
Do scenki zgłosił się Hubert i Paweł. Jeden smarkał w chustkę i pokazywał ją na prawo i lewo, a drugi tłumaczył, że trzeba dyskretnie i zaraz wyrzucać . A potem jeszcze tłumaczył ten Hubert, że rękawy nie są do smarkania, a jak tłumaczył, to tak je wyciągał, aż wyciągnął do podłogi i wyglądał jak małpa goryl, aż dzieciaki się poprzewracały ze śmiechu. A na koniec każdy wziął chusteczkę, wysmarkał nosek i wyrzucił do śmieci.
Ale nie nosek, chusteczkę, co wy, dzieci!

8.11.2012r.

niedziela, 2 grudnia 2012

SALON KOSMETYCZNY

rys. OLA 



 SALON KOSMETYCZNY

-Babciu, babciu- wołał Tobiaszek- nareszcie przyjechałaś!  Zobacz , co się dzieje. Zaraz wejdziesz do kosmetologii.
I rzeczywiście tak się stało. Tak jak prawie codziennie odwiedziły chłopczyka dwie sąsiadki zza ściany. Natalia i Andżelika. Zawsze przynosiły nowe pomysły do zabawy. Tym razem był to salon kosmetyczny. Torebka- kosmetyczka pełna przeróżnych akcesoriów do makijażu, manikiuru i fryzjerstwa. 
-Zapraszamy panie do naszego salonu kosmetycznego- wołała Andżelika.
I ledwo się babcia rozebrała, umyła ręce i usiadła po podróży, trzeba było wstawać i wędrować do salonu. Przemykała obok malutkiej Jagienki, która w ramionach Niani Dotki zanosiła się od płaczu. Maluszek czekał na mamę, a tu wchodzi babcia, której nie widział ponad miesiąc. A miesiąc, gdy się ma tych miesięcy szesnaście, to naprawdę bardzo dużo. Co innego Tobiasz. On za trzy miesiące skończy pięć lat. Z babcią rozmawia przez telefon. Wszystko wiedzą o sobie. A najnowsze rzeczy, najnowsze sprawy i zabawki, niecierpliwią się, żeby je opowiedzieć i pokazać. Tak jak ten salon.
-Proszę położyć się na kanapie.- mówi elegancko Tobiaszek i zakłada ogromne, niebieskie, plastikowe rękawice. Są niezbędne do masażu. Teraz ma takie wielkie, niebieskie łapska. Delikatnie dotyka różnych miejsc na ciele. Babci robi się słodko i ciepło. Wtedy wkracza Andżelika:
- Teraz pomaluję pani paznokcie . W czerwone kropeczki.
Ojejej, jakie śmieszne paznokcie się zrobiły! Jakby po palcach babci wędrowały poprzebierane biedronki. Babcia zadowolona. Myśli: Jak ja pójdę z tymi biedronkami jutro do sklepu, przecież panie ekspedientki zaraz pomyślą: Stara baba zwariowała. A co tam panie ekspedientki, najważniejsze, że mnie się podobają.
Przyszedł tatuś z pracy. Jagienka, której rosną nowe ząbki i ciągle popłakuje, już w ramionach taty. Pani Dotka może się umościć w fotelu. Natalka zabiera się za makijaż.
-Pomaluję pani usta, będzie pani wyglądała młodziutko.
Tobiaszek znalazł w kosmetyczce tusz. Będzie malował babci oczy. Oczy? Czy ma pomalować oczy? Nie, rzęsy. A co to są rzęsy? To te małe włoski wyrastające z powiek. Powieki przykrywają oczy. A to na górze? To też rzęsy? Nie, to brwi. E tam, Tobiaszek  nie odróżnia. Maluje wszystko, jak leci. Oczu nie, bo babcia przykryła je powiekami. Za to powieki bardzo dokładnie. Nie, nie podoba się chłopczykowi taka babcia. Pół twarzy czarnej. Trochę straszna. Trzeba to umyć. Chłopczyk biegnie do łazienki po małe waciki mamusi. Moczy jeden i przynosi. Wytrze babci oczy. Natalka weźmie tusz i pokaże , jak to się robi.
-Teraz umaluję pani rzęsy, będzie wyglądała pani młodziutko.
Babcia chce wyglądać młodziutko. Jak niania Dotka, która jest czesana przez Andżelikę. Pani Dotka ma śliczne długie włosy, takie to się przyjemnie czesze. Tobiaszek też nie próżnuje . Znalazł w kosmetyczce perfumy . Oblewa obie klientki. One krzywią trochę nosy, ale się uśmiechają. Pani Dotka zaraz  wychodzi, będzie pachniała na całą ulicę.  W salonie kosmetycznym ruch. Dziewczynki i chłopczyk mają pełne ręce roboty.
-A skąd te kosmetyki?- pyta umalowana i uczesana jak młoda dziewczyna babcia.
-Dostaliśmy od mamy Tobiasza. Pani Iza oddała nam swoje już niepotrzebne kosmetyki, żebyśmy założyli salon .
-To by piękny pomysł wzdycha Andżelika.

15.09.2010r.

niedziela, 25 listopada 2012

NA PODWÓRKU

rys.Martynka


NA  PODWÓRKU 

         Od wielu dni lało i lało. Żadnego wychodzenia do ogrodu, żadnego grzebania w piasku. Ale dziś, wieczorem, kiedy babcia wreszcie wróciła ze sklepu, chłopczyk zawołał:

-Idziemy się bawić na podwórko!

         No i poszli. Na środku była wielka kałuża. Oj, spodobało się to Tobikowi. Od razu patyki poszły w ruch. Rzucane na środek kałuży zamieniały się w wesołe łódeczki. Fantastycznie było też taplać rączkami w błotku kałuży. Tobik stał się od razu małym brudaskiem. Natychmiast zaproponował babci, aby też się tak fajnie wybrudziła, ale ona, nie wiadomo dlaczego, nie chciała. Co więcej wyciągnęła chusteczkę i wytarła mu buzię i dłonie. Trochę pojeździł na koniku, który bujał się na wielkiej sprężynie, a potem pogonił do zjeżdżalni. Niestety ślizgawka kończyła się właśnie w tej wielkiej kałuży. On by się za bardzo nie przejmował takim zjeżdżaniem, ale babcia kategorycznie zabroniła. Znaleźli jednak sposób. Nazbierali kamieni, z których każdy dostał imię, a były to oczywiście imiona mamy, taty, Tobiaszka i Jagienki, no i czasem babci, i wszystkie te kamienie spokojnie pozjeżdżały do tego wielkiego jeziora na dole. Zabawa była super!          

         Następną zabawą, którą babci zaproponował Tobiaszek, było otwieranie i zamykanie drzwi domu w powodu bardzo ważnych spraw. Tobiaszek pukał do domu, otwierał wielkie, ciężkie oszklone drzwi, mówił , co ma załatwić i biegł to zrobić:

         -Babciu, czekaj na mnie, idę kupić chlebek!

            -Babciu, idę do sklepu po czekoladę!

         Ojejej, jak się musiał nabiegać, żeby kupić: chleb, dżem, tort, masło, cukierki i czekoladę. Na końcu musiał biec do myjni. Wybiegał aż dwa razy, bo ciągle zapominał, co ma załatwić, ale niestety za drugim razem wywrócił się i boleśnie uderzył w nóżkę. Płakał bardzo głośno przez cztery piętra, aż wreszcie znalazł się w ramionach mamy. I wtedy już nie musiał płakać, już nic nie bolało.


OBECINĘ

OBECINĘ!

sobota, 17 listopada 2012

UBLANA

rys.Zosia 




UBLANA

- Dziadku, mogę iść do mojej Hani?
- Możesz, Jagusiu.
- Babciu, babciu, obudź się!
- Już się obudziłam, mój Skowroneczku.
- Ciemu ty śpiś, babciu?
- Lubię spać, Aniołku.
- A telaź juś nie śpiś?
- Już nie.
- Ziobać babciu, jaka jeśtem ublana. Mamusia mnie ublała. Bo jeśt zimno. Juś nie jeśt ciepło, jeśt zimno. Ziobać, jakie mam ładne śkalpetki. Nie mam butków, tylko śkalpetki. I bluziećkę mam i śpodenki. Widziałaś, jaki mam tolniśtel . Musię go włozić. Idę do śkoły.
- Świetnie, jesteśmy w szkole. Pokaż, jakie znasz literki.
- Pać, to ty jak tata i Tobiasiek, to my jak mama, to O. I jeście by jak babcia.

6.05.2012r.





środa, 7 listopada 2012

CHŁOPSKI GŁOS

...   


CHŁOPSKI GŁOS

            Wszyscy mi mówią, że mam chłopski głos. Jak śpiewam karaoke, to zaraz, że mam chłopski głos. Że dobrze, bo jak śpiewam piosenki jakichś chłopaków, to wychodzi mi ładnie.
U nas wszyscy grają. Marcin na gitarze, tata na organach, Nadia na gitarze też, jak ja i Marcin. Do Marcina przychodzi pan go uczyć, a potem on musi nas. Ale jak tata nie widzi, to my opuszczamy granie, bo codziennie musimy, pół godziny.
Nie bawię się już lalkami. Chyba je porozdaję. Bawimy się najczęściej w sklep, albo we fryzjera. Nawet z siostrą i jedną Agnieszką postanowiłyśmy, że jak urośniemy, to założymy zakład fryzjerski. Siostra powiedziała, że można będzie jeszcze po prawej stronie postawić stolik dla manikiurzystki. Manikiurzystka będzie i fryzjerki. Marcin mówi, że też chciałby z nami mieć ten zakład, ale on jest chłopakiem, to niech zrobi sobie obok. Fryzjera męskiego.
            Ja się jeszcze nie kochałam w żadnych chłopakach, ale jest taki jeden chłopak z Kawkowa, co napisał do mnie na Naszej Klasie, że chce ze mną chodzić. Agnieszka go zna. Najpierw chciał z nią, ale jak ona się nie zgodziła, to napisał do mnie. Tylko, że on jest brzydki. Ma taką ciemną cerę, uszy jak u elfa i nosi okulary. Nie chcę takiego brzydkiego chłopaka, bo by się dziewczyny ze mnie śmiały.
            Bardzo lubię czytać książki. Najbardziej takie, gdzie bohaterką jest Kamilka, jak ja. Jest dużo takich książek. Ale do szkoły nie lubię chodzić. Jak zachorowałam na zapalenie oskrzeli, to się nawet ucieszyłam, chociaż się bardzo źle czułam.
            Gdybym była wróżką i miała różdżkę czarodziejską, to bym sobie zaczarowała bardzo ładnego chłopaka. Żeby wszystkie dziewczyny mi zazdrościły. Nawet siostra.

18.05.2010




czwartek, 1 listopada 2012

UMLAM

....
UMLAM

-A plababcia sama tam sobie siedzi? Tęskni? Co ona lobi? Ona niedługo umla, plawda? Kiedy ona umla? -Nie wiadomo, kiedy ludzie umierają. -A dzieci tez umielają, plawda? Jak jadą w gólach autobusem i on się psewlóci, to umielają wtedy. A takie malutkie Jagienki tez umielają? -Czasem, ale rzadko. -Tlochę się psestlasyłem umielania. A jak ja umlam, to będzies płakała? -Coś ty, już będę tam na ciebie czekała. Przybędziesz do nieba, a ja ciebie zawołam i polecimy w przestworza. Bo tam można latać. -Ma się sksydła? -Tak! Ja będę miała tęczowe. Twoje jakie będą? -Białe. Nie, calne. Ja będę miał calne sksydła!

sobota, 13 października 2012

MILKA

rys.Justysia


MILKA

            Ja ciągle jeżdżę na zawody i wygrywam złote puchary. Bo ja jeżdżę na koniu. Ha, ha, no co wy, mamusia mnie tylko posadza, ja sama jeżdżę. Moim ulubionym koniem jest Milka. Ona od razu mnie pokochała, bo też mam takie włosy jak ona. Milka jest bialutka. Narysuję ją. Ma niebieskie oczy. Oczy też jej narysuję. Ona mnie bardzo lubi, bo jej daję jabłuszka i marchewki. Nawet mnie całuje. Sama umiem jeździć. Nawet na zawodach. Pani Kamila mnie uczy.

4.10.2012r.

niedziela, 7 października 2012

LISTEK

rys.Arek  

LISTEK

Mam na imię Arek i chodzę do pierwszej klasy, pierwszej B, do szkoły numer dwa. Właśnie napisałem i zilustrowałem książkę dla mojej młodszej siostrzyczki. Nie mam jej przy sobie, ale jeśli chcecie, to ją wam przytoczę. Będziecie mogli sobie zapisać i zrobić własną.
Pewnego razu był sobie listek, nie mały, nie duży, taki w sam raz. Był zawsze wesoły. Był zawsze wesoły. Tak. Było lato. Nagle koło listka przeleciał ptak i usiadł na gałęzi. I zaśpiewał. A listek pomyślał: Jakie fajne to lato. Ptak już odleciał. Mijały dni i przyszła jesień. I listek zmienił kolor na żółty. Nagle zawiał wiatr i listek uniósł się w górę. Z góry miał przepiękny widok. Nagle znalazł się na boisku, gdzie dziewczynka zbierała liście. Zobaczyła listek i dodała do bukietu, ach jak listek się ucieszył, że będzie z innymi liśćmi.
Moja opowieść powstała wtedy, gdy Bartek znalazł piękny listek, a ja wymyśliłem tą historię. A raz zobaczyłem przepiękny liść klonu wirujący w powietrzu, ale to nie on był bohaterem mojej opowieści. Teraz pójdę narysować ilustrację do tej baśni, którą przeczytała Pani Bajeczka i dorysuję jeszcze mój listek. On nie był liściem klonu. Wiem też, że to nie była lipa. Chociaż na górze miał taki czubeczek, a po bokach zygzaczki. Jednak nie umiałem narysować zygzaczków, więc je opuściłem.

3X2012r.

czwartek, 20 września 2012

ŚMIECH I PŁACZ

rys.Karolinka

ŚMIECH I PŁACZ
           
Kiedy ktoś robi zabawne miny, albo się ucieka w zabawie w Króla Lula, to chce się bardzo śmiać. Śmiech jest niesamowicie potrzebny. Człowiek zdrowieje, jak się śmieje. I życie jest piękniejsze, cały świat jest piękniejszy. Smutki uciekają i chowają się po kątach, gdy się śmiejemy.
Chcecie wiedzieć , jak Tobiasz bawi się z babcią  w Króla Lula? Tobik siedzi na fotelu, a babcia mówi:
-Dzień dobry ci Królu Lulu z kartoflanym nosem, polewanym sosem. Tobiasz wtedy odpowiada:
-Dzień dobry wam dzieci śmieci, gdzieście były, coście robiły? No to babcia na przykład:
-Och, byłyśmy w ogrodzie, latałyśmy z kwiatka na kwiatek, a miałyśmy śliczne kolorowe skrzydełka. Tobik się zamyśla i  nie wie, co powiedzieć. To wtedy babcia dodaje:
-I zaczynałyśmy się na literkę M.
Wtedy chłopczyk nie ma już wątpliwości i krzyczy:
-Byłyście motylkami!
-Tak!- Wołają dzieci śmieci i zaczynają uciekać po całym domu. A Król Lul goni je i śmieją się wszyscy do rozpuku. Uwielbiają tę zabawę. Aż ich brzuchy bolą z tego śmiechu.
A do czego potrzebny jest płacz? Ostatnio Tobik zastanawiał się nad tym z babcią. I doszedł do wniosku, że płacz jest bardzo potrzebny, jak człowiek się przewróci, zgubi się , albo  chce mu się  jeść , czy spać. Jak mu po prostu smutno. Mamusia często  mówi, że nie trzeba płakać, że wystarczy powiedzieć. Ale czasem się nie da powiedzieć. Płacz jest wygodniejszy. Szybciej można wyrazić to , co się czuje. Jak człowiek będzie trochę starszy, to łatwiej będzie mu powiedzieć. A gdy  ma się tylko trochę ponad trzy lata , to mimo wszystko o wiele szybciej jest wypłakać żal, ból , czy smutek niż opowiedzieć o tym.
            Na przykład ostatnio, gdy Tobiaszek z mamą, Jagienką  i babcią był w odwiedzinach u Franka na spotkaniu dzieci i mam,  wydarzył się okropny wypadek. Kiedy cała gromadka wesołych dzieci bawiła się radośnie, Franek przewrócił się i rozciął sobie głowę. Ojej, jak płakał. I krew leciała! Wszystkie mamy się zbiegły, zadzwoniły po pogotowie, okładały Franka lodem i uspokajały. Inne dzieci się przestraszyły i  usiadły cichutko w piaskownicy. Opiekował się nimi duży Robert. On chodzi już do pierwszej klasy i niejedno widział. Opowiadał dzieciom różne historie ciekawe i trochę straszne. Wszyscy bardzo współczuli Frankowi. A on płakał, płakał i płakał. Co by było, gdyby nie mógł? Przecież z tym płaczem wypłakiwał też straszny ból i okropny strach. Łatwiej mu było. Szczególnie potem, gdy pan doktor zszywał mu czoło.
Tobiaszek bardzo dobrze rozumiał jego płacz.

środa, 12 września 2012

SKARBONKA

...

SKARBONKA

Tobiaszek uwielbia lego. Tak jak wszystkie chłopaki, które właśnie skończyły zerówkę. Święty Mikołaj był ostatni bardzo hojny i Tobiaszek już ma wyspę piracką, i bazę policyjną. A teraz potrzebuje, ale to bardzo, bazy strażackiej. Ze strażakami, remizą i wozami strażackimi. Przecież pożar może w każdej chwili wybuchnąć. Są policjanci, karetki pogotowia, ambulanse. Na pewno się uda uratować ludzi, zawieźć do szpitali, ale powiedzcie, kto ugasi pożar, jak nie ma strażaków?
Na szczęście odwiedził go nowy przyjaciel. Wojtek. Przyszli z mamą. Mamy rozmawiały, a chłopcy budowali wielkie garaże z lego dla samochodów. Ale zanim to się stało, Wojtek podarował Tobiaszowi skarbonkę. Ludzie, jaka wspaniała jest ta skarbonka!. Duża, przezroczysta świnka. Widać było, jak wpadają i gromadzą się monety na dnie . Czyli w nóżkach, a potem w brzuszku świnki. Ale to nie wszystko. Uważajcie! Ta świnka na grzbiecie ma licznik. Naprawdę! Jak się wrzuca pieniążek, od razu widać, ile ich w niej jest. Tobiaszek uwielbia swoją świnkę. A najbardziej zdobywać pieniążki. Ma ich już sporo, naprawdę. Prawie na pół bazy strażackiej.
Teraz, gdy przyjechała babcia, jest szansa, żeby zdobić trochę nowego wkładu do świnki. Tobiaszek chodzi za babcią ze skarbonką pod pachą, dogaduje, podlizuje się. Ale babcia nie taka chętna, jakby się wydawało. Wcale nie grzebie w portmonetce, nie wyjmuje pieniążków, nie woła Tobiaszka, żeby dosypać do świnki. Za to proponuje współpracę. Patrzcie, pasuje ta współpraca Tobiaszowi. Lubi działać, lubi widzieć efekty swojej pracy. Złotóweczka za wyjęcie naczyń ze zmywarki.  Złotóweczka  za poukładanie ich w szafkach. Kolejna za przyniesienie wypranych ubrań na balkon. Podawanie babci, gdy wiesza na sznurkach. Babciu, co jeszcze trzeba zrobić, woła chłopczyk. Świnka się zapełnia. Cyferki na liczniku pokazują coraz większą sumę. Satysfakcja rośnie.
Jaga, zobacz, ile już mam pieniędzy! To Tobiaszek do młodszej siostrzyczki. Jagusi oczy się robią okrągłe z zachwytu. I zazdrości. Też chce mieć taką piękną przezroczystą skarbonkę pełną pieniędzy. Tobi patrzy na nią z wyższością. Takim maluchom się nie należy. Nie znają się na pieniądzach. Niech zazdroszczą. Jagusia płacze. Babciu, ja też chcę pieniążki.
Co tu zrobić, babcia myśli. Coś wykombinujemy. Tobiaszku, chodź, pomożesz mi.  Pomagać Tobiaszek lubi. Zawsze jakiś grosik może wpaść do skarbonki. Będziemy robili pieniążki. Najpierw bilon. Tobiasz kładzie monetę na stole, na to kartkę i mocno, równo trzymając, maluje kredką po przykrytym pieniążku. Pojawia się na kartce odbicie monety. Wygląda prawie jak prawdziwa. Teraz trzeba wyciąć.  Trudna praca, ale jaki efekt! W tym czasie babcia odskrobuje naklejkę z pięknego słoika po kawie. Już jest przezroczysta skarbonka dla Jagusi. Wpadają pierwsze pieniążki. Dziewczynka zachwycona. Ale zrobimy jeszcze banknoty. Z królami. Babcia i Tobiaszek rysują. Jagusia wkłada. Odkręca i zakręca słoik. Na banknotach pojawiają się królowie: Miłosz, Tobiasz, Kazimierz, Jerzy.  Królowe: Izabela, Jagna, Hanna, Elżbieta. Cała rodzina. Rodzice, dzieci, babcie i dziadkowie. Jagusia przytula skarbonkę. Kocham moje pieniążki, szepcze w zachwycie.

21.07.2012r.
 

sobota, 1 września 2012

TAJEMNICA

rys.Ala

TAJEMNICA

Tobiaszek poszedł do przedszkola. Oj, trudny to czas dla małych chłopczyków, dziewczynek i ich rodziców. Po raz pierwszy tak daleko od domu,         w obcym miejscu. To prawda, że tu jest bardzo bardzo miła pani Beatka i bardzo kochana pani Agnieszka, ale mama jest nieskończenie daleko, a czas bez niej jest taki długi, długi, długi.
W przedszkolu trzeba być bardzo dzielnym i zupełnie nie płakać. A jak tu nie płakać, gdy się bardzo chce. Można na przykład, jak tata przyprowadzi po raz pierwszy, zadzwonić do babci z komórki taty i powiedzieć: Jestem w przedszkolu  i zostanę sam. Jak się usłyszy głos babci, to jest trochę lepiej. Dużo dzieci płacze na początku. Niektóre co chwila popłakują. Szczególnie dziewczynki. Ale gdy pani wstawi nagle piosenkę o Kokoszce, która zbiera kurczaczki, to każdy chce być tym kurczaczkiem i już zapomina się o płaczu. Potem, w następnej piosence, wszyscy zamieniają się w samoloty albo samochody, albo jeszcze wagony pociągu i nagle zaczynają się śmiać. I jest jeszcze śniadanko, które przynosi pani Małgosia. Pyszne.
A przecież są zabawki. Cała masa zabawek. Zupełnie innych niż w domu. Tobiaszek najbardziej lubi mercedesa, do którego można wejść i który ma pedały. Można dzięki nim jeździć jak prawdziwym samochodem.
No i wreszcie jest tajemnica. Jak się zrobi bardzo, bardzo smutno, to wtedy Tobiaszek idzie tam, gdzie go nikt nie widzi i wyjmuje z kieszeni spodenek coś, co mamusia mu daje co rano, a on właśnie tam wkłada, żeby nie zgubić. Wyjmuje to i mocno przyciska do ust. To jest tajemnica Tobiaszka i mamusi: buziaczek.


poniedziałek, 27 sierpnia 2012

RUMIEŃCE

rys.Jagienka


RUMIEŃCE

Jagusia ma śliczną, malutką laleczkę.
-Jagusiu, jak ma na imię ta lala?
- Dzidziuś.
Lala raczkuje po stole i śpiewa I love you. I zaśmiewa się. Jagusia też się zaśmiewa.  Patrzy na lalę i je kaszkę:
- Mamusia źlobiła kaszkę dla Jagi. Mniam.
Teraz i Jagusia wchodzi na stół. Trochę raczkuje. Jak lala. Chociaż  sama już chodzi. Jest duża, ma trzy lata. Zje kanapkę z wędlinką . Na stole.
Już nie chce kaszki. Lubi jeść na zmianę różne pyszne rzeczy.
- Mamusiu, nalysuj lalę.
Mama rysuje. Jaka piękna. Ma loki i rumieńce. Jagusia nie może się nadziwić. Takie piękne, czerwone rumieńce.
-Mamusiu, daj, ja tobie też nalysuję.
- Nie, Jagienko, dzisiaj nie maluj mi policzków. Niedługo idę do pracy.
No to Jagusia sama narysuje lalę. Z rumieńcami. Piękną.

2.07.2012r.


niedziela, 12 sierpnia 2012

TY POWIEDZ

rys. Agnieszka


TY POWIEDZ

-Pan wymył mój wózek.
-Pięknie wymył, jest jak nowy. Cieszysz się?
-Lezię siobie w nim. Jestem malutką Jagusią, chcię mlećko. Babciu, psinieś lalećkę. To jeśt Tobiasiek. Telaś jestem mamusią. Pobujam Tobiaśka…Ja juś nie chcię tej lalećki. Nie lubię jej. Przynieś mi tamtą malutką.
-Nie chcesz? To ją wyrzucę z balkonu.
-Wyziuć, wyziuć!
-Wyrzucić, naprawdę? Patrz, jak lala płacze: Jagusia mnie nie lubi.
-Wyziuć ją ź balkonu!
-A jeśli przyjdzie inna dziewczynka i powie: O jaka ładna laleczka, wezmę ją sobie.
-Tak, tak, wyziuć ją, wyziuć!
-Zobacz, lala płacze: Jagusia mnie nie kocha.
- Daj!
-Jagusiu, powiedz lali, że ją kochasz.
- Daj!
- Przytulasz lalę Jagienko?
-Tak.
-To teraz powiedz, że ją kochasz.
-Nie, ty powiedź, babciu.

Lipiec 2012r.

wtorek, 31 lipca 2012

JAK BYŁO

rys.Nikola
Normal 0 21 false false false MicrosoftInternetExplorer4
JAK BYŁO

- Opowiedz mamusiu jak było, gdy byłaś mała i chodziłaś do przedszkola- poprosił Tobiaszek.                                          
- Bardzo lubiłam chodzić do przedszkola, ale nie lubiłam chodzić w sukience. Moja mama, a twoja babcia Ela, chciała, żebym wyglądała ładnie, jak dziewczynka. Dlatego codziennie przychodziłam do przedszkola w spodniach, zdejmowałam je w szatni, a tam wkładałam sukienkę. Gdy wychodziłam, znów przebierałam się w spodnie. Pamiętam jeszcze, że moim znaczkiem w szafce był domek.
-  A jaki miał numer?- spytał Tobiaszek.
- To był tylko rysunek domku, bez numeru- odpowiedziała mamusia.- Bardzo też lubiłam chodzić na podwórko. Mieliśmy tam prawdziwą wioskę indiańską. Domek w kształcie wigwamu, kiwający się most zwodzony, liny do bujania. Mogliśmy się tam wyhasać do woli.  Cieszyłam się też, jak przychodził pan od rytmiki. Tym bardziej, że był znajomym rodziców i znałam go z domu. Grał nam na pianinie, a myśmy tańczyli i bawili się w rytm muzyki.
- A lubiłaś swoją panią?
- Tak, miałam nawet dwie. Panią Anię i panią Dorotkę.
- A moja ma na imię Beatka, prawda?- powiedział Tobiaszek, który jesienią  pójdzie do prawdziwego przedszkola, ale swoją panią poznał już wcześniej, w czasie otwartych dni. Był tam z tatusiem. Zobaczył wtedy dzieci, panią, obejrzał zabawki, a kiedy indziej został nawet sam na dwie godziny. Bez rodziców. W ogóle się nie bał.
A teraz zastanawia się bez przerwy, jaki będzie miał znaczek.
- Właśnie, ciekawe-  mówi mama.

sobota, 28 lipca 2012

NA BALKONIE

... 

NA BALKONIE

Tobiaszek bardzo lubi siedzieć na balkonie u babci. Ona mieszka na czwartym piętrze. To bardzo wysoko, bardziej niż na pierwszym, w Poznaniu. Widać stąd dachy domów. Czerwone i niebieskie. Chodzących ludzi, psy i samochody. Nawet kolorowe śmietniki do wrzucania papierów po ciastkach i lodach. Tobiaszek zawsze do nich wrzuca, nigdy na ziemię. On bardzo nie lubi śmieci na ziemi.

Od razu, jak po raz pierwszy wszedł na balkon, zobaczył wielkie cyfry na domach naprzeciwko:  osiem, cztery, dwanaście. Lubi je odczytywać. Numery na drzwiach mieszkań, gdy idzie po schodach w domu babci, też bardzo lubi czytać. Babcia mieszka w domu numer trzy mieszkania dziesięć, a Tobiaszek w Poznaniu- w domu numer szesnaście mieszkania trzy.

Na balkonie u babci są też kwiaty i trawa. Trawa ma kłoski. Tobik je dzisiaj zrywał i zrzucał na trawnik przed domem. Babcia pozwoliła. Tę trawę lubi jeść Margolcia, kotka babci i trochę Tobiaszka też. Babcia bardzo lubi pokazywać swojemu wnuczkowi ptaki. Uczy go ich nazw. Ciągle się pyta Tobiaszka, co to za ptak. Tobiaszek lepiej zna się na samochodach, więc babcia ciągle musi mu podpowiadać, że to jest gołąb, to wróbel, a to kawka. Ale wczoraj na niebie oprócz jerzyków, co mają ostre skrzydełka i są bardzo czarne, pokazał się wielki , czerwony balon. Miał pod spodem ogromny kosz-gondolę, w którym siedzieli ludzie i co chwila buchał do niego ogień. Był bardzo wielki i piękny. Aż zawołali dziadka Kazika, żeby też zobaczył. Tylko prababcia Jagódka go nie zobaczyła, bo za szybko schował się za dachami. Tobik bardzo chciałby polecieć takim balonem. Zobaczyłby pod spodem malusieńkie domy, lasy drogi. A nad głową chmury. Widział już coś takiego, gdy leciał samolotem. Ale balonem byłoby jeszcze wspanialej. Jak się nie ma skrzydeł jak ptak, to trzeba latać balonem, albo samolotem. Niestety.

 

sobota, 21 lipca 2012

NA DZIAŁCE

...

NA DZIAŁCE


Mój Tobiaszek, gdy przyjeżdża do Olsztyna, nie może się doczekać, kiedy pójdzie  z dziadkiem Jurkiem i babcią Elą na działkę. Tam jest bardzo pięknie. Zupełnie inaczej niż w mieście. Są drzewa, trawa i różne zasadzone warzywa, a także porzeczki, które Tobiaszek uwielbia zrywać prosto z krzaka.                                                                                             Tym razem było jeszcze ciekawiej, bo miał ze sobą nowiusieńką motorówkę, którą kupił z mamusią za pieniążek , jaki dostał od prababci Irenki. W beczce przy kranie mógł ją puszczać na wodę jak na morzu. Ale najświetniej było, gdy przyszedł jego kolega Kubuś. Co się nachlapali wody, namoczyli i nawygłupiali! W wielkiej plastikowej podstawce od parasola ogrodowego była woda, która ciągle ciekła i ciekła, a oni wymyślali mnóstwo jej zastosowań. A śmiali się przy tym!
Nagle Kuba zobaczył małą konewkę i pobiegł z nią od razu do beczki przy kranie. Po wodę. Gdy ją napełnił, zaczął podlewać grządki. O rany, jak się Tobik rozzłościł. On też chciał bardzo mieć konewkę i też chciał podlewać. Obraził się na wszystkich i powiedział, że stąd już wychodzi , bo nie ma nic. Ale od czego są dziadkowie! Dziadek Jurek poszedł do małego domku,  gdzieś poszperał, i wyniósł Tobiaszkowi wiaderko. Okazało się zupełnie niezłe do podlewania tych grządek.
A potem był grill, dziadek przyrządzał jak zawsze pyszne mięska, a chłopaki przebiegali przez śmierdzący dym z grilla. To było okropne i też bardzo śmieszne.
Na koniec była wspaniała gra w piłkę nożną z mamusiami i dziadkiem i jedzenie smakołyków: lizaczków i ciasteczek trójkącików.  Tobiaszek bardzo lubi chodzić na działkę.


piątek, 13 lipca 2012

U FRYZJERA

...
U FRYZJERA
           
Mój chłopczyk Tobiaszek już  drugi raz był u fryzjera. Najpierw pojechał do Olsztyna do babć i dziadków. Wszyscy bardzo się cieszyli, każdy chciał się z nim bawić i mieć go w swoim domu. No i oczywiście każdy mówił, że Tobiaszek ma już długie włoski i powinien się ostrzyc. Tobik za pierwszym razem bardzo się tego obawiał, bo zupełnie nie miał pojęcia na czym to strzyżenie ma polegać. Wreszcie dał się namówić babci Han i poszli.
W zakładzie , gdzie miało być strzyżenie, na fotelach siedział pan i pani z wielkimi wałkami na głowie. Tobiaszkowi trochę się podobało, a trochę nie. Podobało mu się, jak pani delikatnie podnosiła mu włoski na głowie i obcinała nożyczkami. To było bardzo przyjemne. Nie podobało mu się, gdy inna pani fryzjerka suszyła panu włosy wielką suszarką. To był bardzo okropny, nieprzyjemny hałas. Tobiasz nie chciał, żeby mu ktoś tak robił. Babcia  poprosiła więc, aby mu nie robić suszenia.       I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie golarka.
Nagle pani fryzjerka wyjęła golarkę i zaczęła cieniować nią Tobiaszkowi włoski. Hałas był nie do wytrzymania. Mój chłopczyk bardzo nie lubi jak jest tak głośno i zaczął płakać. Szybko przerwała to cieniowanie i dokończyła już przyjemnie- nożyczkami.   
Dziś znów było strzyżenie. W tym samym zakładzie, ale u innej pani. Babcia od razu powiedziała, że nie chcemy ani suszarki, ani golarki. Pani Agnieszka, bo tak na imię miała fryzjerka, zaczęła czesać Tobiaszka, spryskiwać mu głowę i strzyc nożyczkami. Huczał wielki wentylator, bo na dworze był straszny upał, ale huczał miło, nie głośno. Pani delikatnie brała włoski na grzebień i ścinała, ścinała, ścinała. Aż Tobiaszek zasnął. I babcia musiała podbiec, bo nagle zaczął się przewracać i o mało nie spadł z fotela. Wyniosła go potem za rękach z zakładu. Takiego elegancko ostrzyżonego.
Na pamiątkę tego wydarzenia Tobiaszek dostał pięknego rycerza na koniu. Taką zabawkę oczywiście. Nie prawdziwego.

sobota, 23 czerwca 2012

DENTYSTA I POLICJA

...

DENTYSTA I POLICJA
           
Tobiaszek zupełnie się nie bał, że idzie do dentysty. Mama też się nie bała. Oboje mieli dziurki  w ząbkach i umówili się z panią dentystką, że jak przyjadą do Olsztyna,  to pójdą do niej, a ona im te ząbki wyleczy.
Na dodatek Tobiaszek miał obiecany wspaniały prezent, jeśli dzielnie będzie się zachowywał.
            No i tak było. 
            Poszli do dentysty. Pani dentystka zaprosiła chłopczyka na wielki fotel. Żeby mu było raźniej, pozwoliła na nim usiąść z mamą. Na kolanach mamy wcale nie było strasznie. Tylko ciekawie. Fotel się wznosił i opadał, gdy pani naciskała przycisk.       A potem włączyła mocną lampę. Nazwała ją słoneczkiem. Ta lampa jest  bardzo potrzebna, żeby dentysta mógł zobaczyć dokładnie wszystkie ubytki w ząbkach. W ząbku Tobiaszka też był ubytek. Właśnie taka dziurka.
            Wtedy pojawiło się wiertło. Najpierw chłopczyk mógł sprawdzić rączką, jakie jest twarde i mocne. To ważne, bo wtedy szybciej i sprawniej oczyści dziurkę. Dotknęła nim rączki Tobiaszka. Śmiesznie zagilgotało. Pani powiedziała, że powierci cztery razy. Ojej, zaburczało, zadrgało. Chłopczyk się przestraszył tego burczenia. Choć przecież nie bolało. Trochę zapłakał. Ale tylko troszeczkę, bardzo malutko. Prawie tak na niby. Pochwaliła pani dentystka chłopaczka, że dzielny.
            Ciekawi jesteście, co to za prezent? Najpierw pani dentystka na pożegnanie i za to, że się spisał, podarowała mu upominek dobrego pacjenta- kolorową, wesołą piłeczkę, a potem to już było wielgachne prezencisko od mamy:
            Nie uwierzycie! Ogromna POLICJA. To znaczy budynek komisariatu, platforma na dachu z helikopterem, areszt i wóz policyjny. Ale to nie wszystko . Jeszcze dwie figurki policjantów w pełnym umundurowaniu. Czarny i biały policjant, jak na amerykańskim filmie dla dorosłych i figurka złodzieja. Pełne ręce roboty miał Tobiaszek. Naobsługiwać: komisariat, helikopter, samochód. Na dodatek bez przerwy był napad na bank. Włączała się wtedy syrena i przestraszonego złodzieja łapała policja. Potem trzeba go było aresztować i zaprowadzić do więzienia.             W więzieniu złodziej długo, długo myślał, aż zrozumiał, że zrobił źle. Wtedy przychodzili policjanci i mówili: No teraz możesz z nami zamieszkać i pomagać nam.
A potem wszystko się działo od początku.
            Tobiaszek powiedział nam wszystkim: Nie trzeba się bać dentysty, ani wiertła, ani światełka, ani fotela, ani plastelinki, którą pani wkłada do ząbka. Niczego nie trzeba się bać. I jeszcze się dostaje prezent- kolorową piłeczkę.