wtorek, 31 lipca 2012

JAK BYŁO

rys.Nikola
Normal 0 21 false false false MicrosoftInternetExplorer4
JAK BYŁO

- Opowiedz mamusiu jak było, gdy byłaś mała i chodziłaś do przedszkola- poprosił Tobiaszek.                                          
- Bardzo lubiłam chodzić do przedszkola, ale nie lubiłam chodzić w sukience. Moja mama, a twoja babcia Ela, chciała, żebym wyglądała ładnie, jak dziewczynka. Dlatego codziennie przychodziłam do przedszkola w spodniach, zdejmowałam je w szatni, a tam wkładałam sukienkę. Gdy wychodziłam, znów przebierałam się w spodnie. Pamiętam jeszcze, że moim znaczkiem w szafce był domek.
-  A jaki miał numer?- spytał Tobiaszek.
- To był tylko rysunek domku, bez numeru- odpowiedziała mamusia.- Bardzo też lubiłam chodzić na podwórko. Mieliśmy tam prawdziwą wioskę indiańską. Domek w kształcie wigwamu, kiwający się most zwodzony, liny do bujania. Mogliśmy się tam wyhasać do woli.  Cieszyłam się też, jak przychodził pan od rytmiki. Tym bardziej, że był znajomym rodziców i znałam go z domu. Grał nam na pianinie, a myśmy tańczyli i bawili się w rytm muzyki.
- A lubiłaś swoją panią?
- Tak, miałam nawet dwie. Panią Anię i panią Dorotkę.
- A moja ma na imię Beatka, prawda?- powiedział Tobiaszek, który jesienią  pójdzie do prawdziwego przedszkola, ale swoją panią poznał już wcześniej, w czasie otwartych dni. Był tam z tatusiem. Zobaczył wtedy dzieci, panią, obejrzał zabawki, a kiedy indziej został nawet sam na dwie godziny. Bez rodziców. W ogóle się nie bał.
A teraz zastanawia się bez przerwy, jaki będzie miał znaczek.
- Właśnie, ciekawe-  mówi mama.

sobota, 28 lipca 2012

NA BALKONIE

... 

NA BALKONIE

Tobiaszek bardzo lubi siedzieć na balkonie u babci. Ona mieszka na czwartym piętrze. To bardzo wysoko, bardziej niż na pierwszym, w Poznaniu. Widać stąd dachy domów. Czerwone i niebieskie. Chodzących ludzi, psy i samochody. Nawet kolorowe śmietniki do wrzucania papierów po ciastkach i lodach. Tobiaszek zawsze do nich wrzuca, nigdy na ziemię. On bardzo nie lubi śmieci na ziemi.

Od razu, jak po raz pierwszy wszedł na balkon, zobaczył wielkie cyfry na domach naprzeciwko:  osiem, cztery, dwanaście. Lubi je odczytywać. Numery na drzwiach mieszkań, gdy idzie po schodach w domu babci, też bardzo lubi czytać. Babcia mieszka w domu numer trzy mieszkania dziesięć, a Tobiaszek w Poznaniu- w domu numer szesnaście mieszkania trzy.

Na balkonie u babci są też kwiaty i trawa. Trawa ma kłoski. Tobik je dzisiaj zrywał i zrzucał na trawnik przed domem. Babcia pozwoliła. Tę trawę lubi jeść Margolcia, kotka babci i trochę Tobiaszka też. Babcia bardzo lubi pokazywać swojemu wnuczkowi ptaki. Uczy go ich nazw. Ciągle się pyta Tobiaszka, co to za ptak. Tobiaszek lepiej zna się na samochodach, więc babcia ciągle musi mu podpowiadać, że to jest gołąb, to wróbel, a to kawka. Ale wczoraj na niebie oprócz jerzyków, co mają ostre skrzydełka i są bardzo czarne, pokazał się wielki , czerwony balon. Miał pod spodem ogromny kosz-gondolę, w którym siedzieli ludzie i co chwila buchał do niego ogień. Był bardzo wielki i piękny. Aż zawołali dziadka Kazika, żeby też zobaczył. Tylko prababcia Jagódka go nie zobaczyła, bo za szybko schował się za dachami. Tobik bardzo chciałby polecieć takim balonem. Zobaczyłby pod spodem malusieńkie domy, lasy drogi. A nad głową chmury. Widział już coś takiego, gdy leciał samolotem. Ale balonem byłoby jeszcze wspanialej. Jak się nie ma skrzydeł jak ptak, to trzeba latać balonem, albo samolotem. Niestety.

 

sobota, 21 lipca 2012

NA DZIAŁCE

...

NA DZIAŁCE


Mój Tobiaszek, gdy przyjeżdża do Olsztyna, nie może się doczekać, kiedy pójdzie  z dziadkiem Jurkiem i babcią Elą na działkę. Tam jest bardzo pięknie. Zupełnie inaczej niż w mieście. Są drzewa, trawa i różne zasadzone warzywa, a także porzeczki, które Tobiaszek uwielbia zrywać prosto z krzaka.                                                                                             Tym razem było jeszcze ciekawiej, bo miał ze sobą nowiusieńką motorówkę, którą kupił z mamusią za pieniążek , jaki dostał od prababci Irenki. W beczce przy kranie mógł ją puszczać na wodę jak na morzu. Ale najświetniej było, gdy przyszedł jego kolega Kubuś. Co się nachlapali wody, namoczyli i nawygłupiali! W wielkiej plastikowej podstawce od parasola ogrodowego była woda, która ciągle ciekła i ciekła, a oni wymyślali mnóstwo jej zastosowań. A śmiali się przy tym!
Nagle Kuba zobaczył małą konewkę i pobiegł z nią od razu do beczki przy kranie. Po wodę. Gdy ją napełnił, zaczął podlewać grządki. O rany, jak się Tobik rozzłościł. On też chciał bardzo mieć konewkę i też chciał podlewać. Obraził się na wszystkich i powiedział, że stąd już wychodzi , bo nie ma nic. Ale od czego są dziadkowie! Dziadek Jurek poszedł do małego domku,  gdzieś poszperał, i wyniósł Tobiaszkowi wiaderko. Okazało się zupełnie niezłe do podlewania tych grządek.
A potem był grill, dziadek przyrządzał jak zawsze pyszne mięska, a chłopaki przebiegali przez śmierdzący dym z grilla. To było okropne i też bardzo śmieszne.
Na koniec była wspaniała gra w piłkę nożną z mamusiami i dziadkiem i jedzenie smakołyków: lizaczków i ciasteczek trójkącików.  Tobiaszek bardzo lubi chodzić na działkę.


piątek, 13 lipca 2012

U FRYZJERA

...
U FRYZJERA
           
Mój chłopczyk Tobiaszek już  drugi raz był u fryzjera. Najpierw pojechał do Olsztyna do babć i dziadków. Wszyscy bardzo się cieszyli, każdy chciał się z nim bawić i mieć go w swoim domu. No i oczywiście każdy mówił, że Tobiaszek ma już długie włoski i powinien się ostrzyc. Tobik za pierwszym razem bardzo się tego obawiał, bo zupełnie nie miał pojęcia na czym to strzyżenie ma polegać. Wreszcie dał się namówić babci Han i poszli.
W zakładzie , gdzie miało być strzyżenie, na fotelach siedział pan i pani z wielkimi wałkami na głowie. Tobiaszkowi trochę się podobało, a trochę nie. Podobało mu się, jak pani delikatnie podnosiła mu włoski na głowie i obcinała nożyczkami. To było bardzo przyjemne. Nie podobało mu się, gdy inna pani fryzjerka suszyła panu włosy wielką suszarką. To był bardzo okropny, nieprzyjemny hałas. Tobiasz nie chciał, żeby mu ktoś tak robił. Babcia  poprosiła więc, aby mu nie robić suszenia.       I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie golarka.
Nagle pani fryzjerka wyjęła golarkę i zaczęła cieniować nią Tobiaszkowi włoski. Hałas był nie do wytrzymania. Mój chłopczyk bardzo nie lubi jak jest tak głośno i zaczął płakać. Szybko przerwała to cieniowanie i dokończyła już przyjemnie- nożyczkami.   
Dziś znów było strzyżenie. W tym samym zakładzie, ale u innej pani. Babcia od razu powiedziała, że nie chcemy ani suszarki, ani golarki. Pani Agnieszka, bo tak na imię miała fryzjerka, zaczęła czesać Tobiaszka, spryskiwać mu głowę i strzyc nożyczkami. Huczał wielki wentylator, bo na dworze był straszny upał, ale huczał miło, nie głośno. Pani delikatnie brała włoski na grzebień i ścinała, ścinała, ścinała. Aż Tobiaszek zasnął. I babcia musiała podbiec, bo nagle zaczął się przewracać i o mało nie spadł z fotela. Wyniosła go potem za rękach z zakładu. Takiego elegancko ostrzyżonego.
Na pamiątkę tego wydarzenia Tobiaszek dostał pięknego rycerza na koniu. Taką zabawkę oczywiście. Nie prawdziwego.