sobota, 23 czerwca 2012

DENTYSTA I POLICJA

...

DENTYSTA I POLICJA
           
Tobiaszek zupełnie się nie bał, że idzie do dentysty. Mama też się nie bała. Oboje mieli dziurki  w ząbkach i umówili się z panią dentystką, że jak przyjadą do Olsztyna,  to pójdą do niej, a ona im te ząbki wyleczy.
Na dodatek Tobiaszek miał obiecany wspaniały prezent, jeśli dzielnie będzie się zachowywał.
            No i tak było. 
            Poszli do dentysty. Pani dentystka zaprosiła chłopczyka na wielki fotel. Żeby mu było raźniej, pozwoliła na nim usiąść z mamą. Na kolanach mamy wcale nie było strasznie. Tylko ciekawie. Fotel się wznosił i opadał, gdy pani naciskała przycisk.       A potem włączyła mocną lampę. Nazwała ją słoneczkiem. Ta lampa jest  bardzo potrzebna, żeby dentysta mógł zobaczyć dokładnie wszystkie ubytki w ząbkach. W ząbku Tobiaszka też był ubytek. Właśnie taka dziurka.
            Wtedy pojawiło się wiertło. Najpierw chłopczyk mógł sprawdzić rączką, jakie jest twarde i mocne. To ważne, bo wtedy szybciej i sprawniej oczyści dziurkę. Dotknęła nim rączki Tobiaszka. Śmiesznie zagilgotało. Pani powiedziała, że powierci cztery razy. Ojej, zaburczało, zadrgało. Chłopczyk się przestraszył tego burczenia. Choć przecież nie bolało. Trochę zapłakał. Ale tylko troszeczkę, bardzo malutko. Prawie tak na niby. Pochwaliła pani dentystka chłopaczka, że dzielny.
            Ciekawi jesteście, co to za prezent? Najpierw pani dentystka na pożegnanie i za to, że się spisał, podarowała mu upominek dobrego pacjenta- kolorową, wesołą piłeczkę, a potem to już było wielgachne prezencisko od mamy:
            Nie uwierzycie! Ogromna POLICJA. To znaczy budynek komisariatu, platforma na dachu z helikopterem, areszt i wóz policyjny. Ale to nie wszystko . Jeszcze dwie figurki policjantów w pełnym umundurowaniu. Czarny i biały policjant, jak na amerykańskim filmie dla dorosłych i figurka złodzieja. Pełne ręce roboty miał Tobiaszek. Naobsługiwać: komisariat, helikopter, samochód. Na dodatek bez przerwy był napad na bank. Włączała się wtedy syrena i przestraszonego złodzieja łapała policja. Potem trzeba go było aresztować i zaprowadzić do więzienia.             W więzieniu złodziej długo, długo myślał, aż zrozumiał, że zrobił źle. Wtedy przychodzili policjanci i mówili: No teraz możesz z nami zamieszkać i pomagać nam.
A potem wszystko się działo od początku.
            Tobiaszek powiedział nam wszystkim: Nie trzeba się bać dentysty, ani wiertła, ani światełka, ani fotela, ani plastelinki, którą pani wkłada do ząbka. Niczego nie trzeba się bać. I jeszcze się dostaje prezent- kolorową piłeczkę.

wtorek, 19 czerwca 2012

RECYKLING

...


RECYKLING

            Dzisiaj mój chłopczyk Tobiaszek nie mógł mnie wziąć ze sobą. Niósł wielką torbę pełną różnych rzeczy. Były tam wielkie plastikowe i szklane butle, gazety, pudełka, papiery. Zanim zapakował tę torbę z babcią, niszczyli je. Tobiasz to bardzo lubi robić. Najbardziej spłaszczać butelki plastikowe.  Trzeba taką położyć na podłodze, a potem po niej chodzić. To nie takie proste, bo się ślizga i można się przewrócić. Ale jak chociaż trochę jest zgnieciona, to jest łatwiej. I tak miło łaskocze w stopy. Babcia mówi, że to akupresura i że to bardzo zdrowe. Pudełka też trzeba zgniatać. A wszystko to się robi dlatego, żeby te rzeczy zajmowały jak najmniej miejsca.
Potem to wszystko niosą do wielgachnych pojemników na ulicy koło sklepu. Tobiasz bardzo dobrze wie, co gdzie wrzucić. Bo zna wszystkie literki i potrafi, trochę przy pomocy babci- ale malutkiej, przeczytać: plastik, szkło i makulatura. Makulatura to są niepotrzebne papiery. A potem te wszystkie rzeczy zabiera taki wielki samochód z dźwigiem, który wysypuje je z pojemników na platformę. I te rzeczy jadą do przeróbki i nie zaśmiecają już wstrętnie świata. Mój chłopczyk bardzo nie lubi zaśmieconego świata. Tylko czysty.

piątek, 15 czerwca 2012

JAGIENKA

rys. Natalka


JAGIENKA

            To był prawdziwy kłopot. Tobiaszek dowiedział się, że będzie starszym bratem. Miało to polegać na tym, że już nie będzie najważniejszy w domu. Mama, tata i babcie ciągle mu opowiadali, jak to będzie wspaniale. Że będzie miał kogoś, kim trzeba będzie się opiekować, bawić się z nim, ciągle coś mu pokazywać i bez przerwy go czegoś uczyć. Tobiaszkowi wcale się to nie uśmiechało. Wolał, żeby wszyscy tylko nim się opiekowali, bawili się z nim, pokazywali mu różne ciekawe rzeczy i uczyli go nowych, zachwycających spraw. A tu ten intruz! Patrzył na brzuszek mamy, który rósł i rósł. Aż wreszcie kiedyś się obudził rano, a mamy już nie było, pojechała do szpitala, żeby urodzić dziecko. Przyjechała babcia i najpierw było bardzo fajnie. Tobiaszek wszystko jej opowiadał, pokazywał. Siedzieli w małym domku z najważniejszymi samochodzikami. Śmiali się, a wieczorem babcia opowiadała bajki. Tobiaszek jednak bardzo tęsknił za mamą, ale wiedział, że mama już nie przyjedzie sama. Wolał, żeby ta Jagienka nigdy z jej brzuszka nie wyszła.
            Aż wreszcie przyjechali. I mama chwyciła go w ramiona, zaczęła tulić, całować i mówić „mój aniołku”, jak zawsze. A na dodatek przywiozła Tobiaszkowi rakietę, która wylatywała w górę, jak się mocno pchnęło takim tłoczkiem.  Rakieta była świetna, a ta Jagienka okazała się nie taka straszna. Bardzo jest podobna do lalki, którą dostał od Mikołaja. Położył ją nawet obok siostrzyczki. Wyglądają       prawie tak samo. Mama ma teraz dużo czasu dla Tobiaszka. Jak nakarmi Malutką, tak mówi mój chłopczyk na dziewczynkę, od razu idzie bawić się z synkiem. A przedtem ciągle była w pracy. Chyba nie jest tak źle być starszym bratem.

czwartek, 14 czerwca 2012

NIEBIESKIE AUTKO



NIEBIESKIE AUTKO
Jestem takim małym pieseczkiem. Na głowie mam czerwoną czapkę i jeszcze mam kubraczek. Moim chłopczykiem jest Tobiaszek. Tylko imienia nie mam. Tobiaszek mówi, że jestem po prostu pieskiem.
Dzisiaj Tobiaszek znów mnie odnalazł. Bardzo się ucieszył, że mnie widzi. A jak ja się ucieszyłem! Przez kilka dni siedziałem na szafce z nosem w ścianie i nic nie widziałem. Nareszcie znów jestem z moim chłopczykiem. Tobiaszek opowiedział mi od razu, jak zdobył wczoraj nowy samochodzik. Chodził z tatą po płocie na placu zabaw i nagle zobaczył w rurze wepchnięte w nią niebieskie auto. Kiedy przyszli do domu, pobiegł od razu do szuflady z narzędziami, aby wybrać takie, które pomogłyby wydobyć autko z rury. Z wielką torbą narzędzi i babcią za rękę poszedł z powrotem na plac zabaw.
Po drodze zobaczyli w oknie jednego domu malutką dziewczynkę, z której kapały łzy aż na chodnik. Babcia zaczęła się wypytywać, dlaczego płacze, a ona powiedziała, że jest bardzo zmęczona i głodna, a musi jeszcze posprzątać pokój. Nic nie mogli poradzić i poszli dalej.
-Ja też czasami nie lubię sprzątać zabawek-powiedział Tobik.
-I mnie się to zdarza-westchnęła babcia-że nie mam ochoty ugotować obiadu, albo posprzątać mieszkania. Ale inni czekają na to. Wtedy robię mimo wszystko. To się nazywa obowiązek. Obowiązki są czasem bardzo przyjemne, a czasem takie sobie. Ale trzeba je wykonywać. Niestety.
Bardzo trudno było wyciągnąć autko . Męczyli się i stękali, aż wreszcie podszedł do nich taki duży chłopak i poprosił o narzędzia: śrubokręt i drut. Powiedział, że ma na imię Borys i wyciągnął autko. Mój chłopczyk Tobiaszek bardzo się ucieszył, a babcia podziękowała Borysowi, bo Tobiaszek jeszcze dokładnie nie wie, kiedy się dziękuje, a kiedy przeprasza. Babcia powiedziała, że jak Tobiaszek będzie taki duży jak Borys, to też będzie małym chłopczykom pomagał wyciągać autka.
Tobiaszek dowiedział się od swojej mamy Izy, że auto nazywa się wan i można nim jeździć całą rodziną, nawet z dziadkami i pieskiem. To znaczy z Erosem i ze mną.

2009