niedziela, 25 listopada 2012

NA PODWÓRKU

rys.Martynka


NA  PODWÓRKU 

         Od wielu dni lało i lało. Żadnego wychodzenia do ogrodu, żadnego grzebania w piasku. Ale dziś, wieczorem, kiedy babcia wreszcie wróciła ze sklepu, chłopczyk zawołał:

-Idziemy się bawić na podwórko!

         No i poszli. Na środku była wielka kałuża. Oj, spodobało się to Tobikowi. Od razu patyki poszły w ruch. Rzucane na środek kałuży zamieniały się w wesołe łódeczki. Fantastycznie było też taplać rączkami w błotku kałuży. Tobik stał się od razu małym brudaskiem. Natychmiast zaproponował babci, aby też się tak fajnie wybrudziła, ale ona, nie wiadomo dlaczego, nie chciała. Co więcej wyciągnęła chusteczkę i wytarła mu buzię i dłonie. Trochę pojeździł na koniku, który bujał się na wielkiej sprężynie, a potem pogonił do zjeżdżalni. Niestety ślizgawka kończyła się właśnie w tej wielkiej kałuży. On by się za bardzo nie przejmował takim zjeżdżaniem, ale babcia kategorycznie zabroniła. Znaleźli jednak sposób. Nazbierali kamieni, z których każdy dostał imię, a były to oczywiście imiona mamy, taty, Tobiaszka i Jagienki, no i czasem babci, i wszystkie te kamienie spokojnie pozjeżdżały do tego wielkiego jeziora na dole. Zabawa była super!          

         Następną zabawą, którą babci zaproponował Tobiaszek, było otwieranie i zamykanie drzwi domu w powodu bardzo ważnych spraw. Tobiaszek pukał do domu, otwierał wielkie, ciężkie oszklone drzwi, mówił , co ma załatwić i biegł to zrobić:

         -Babciu, czekaj na mnie, idę kupić chlebek!

            -Babciu, idę do sklepu po czekoladę!

         Ojejej, jak się musiał nabiegać, żeby kupić: chleb, dżem, tort, masło, cukierki i czekoladę. Na końcu musiał biec do myjni. Wybiegał aż dwa razy, bo ciągle zapominał, co ma załatwić, ale niestety za drugim razem wywrócił się i boleśnie uderzył w nóżkę. Płakał bardzo głośno przez cztery piętra, aż wreszcie znalazł się w ramionach mamy. I wtedy już nie musiał płakać, już nic nie bolało.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz